KOMORNICY WYRZUCENI - obraz Marii Magiery

Dane podstawowe
Sygnatura: PL_1061_AGA_033_004_015
Twórca: Magiera, Maria
Zawartość: o obrazie mówi Barbara Badowska, córka Marii Magiery: "Pewnego dnia moja mama, Maria Magierowa, wracała ze swoją mamą Antoniną z Andrychowa. Nie wiem czy z kościoła czy z zakupów, w każdym razie szły piechotą i na odcinku między Roczynami a Andrychowem spotkały pewną rodzinę pod drzewami. Rodzina miała dwoje dzieci, on – mężczyzna – trzymał w ręku kosę czyli prawdopodobnie był najemnikiem czyli szukał dorywczej pracy, a żona zajmowała się dziećmi. Musiała to być biedna rodzina skoro nie miała swojego domu, mieszkania, tak zwanej kumory. Kumorą nazywano kiedyś wynajmowane mieszkanie, tam obraz przedstawia na pierwszym planie właśnie rodzinę: żonę, męża i dwoje dzieci, schronili się pod drzewem bo zaniedługo przyjdzie deszcz, chmury się zbierają na niebie, a obok nich są zawiniątka, pierzyna i jakieś tobołki, no widać że jest to ich cały dobytek. Na drugim planie jest widoczna wieś, jest to lato bo mendele zboża są widoczne w polu i mama pyta babci mojej: mamusiu co ci państwo tutaj robią? A babcia podobno westchnęła, pokiwała głową i mówi: dziecko... Oni nie mają gdzie mieszkać. Jak to nie mają gdzie mieszkać? Przecież mają dzieci... Dziecko pyta co nie. No tak, ale popatrz się wszystkie gajdy, czyli swój cały dobytek, mają zapakowany w tobołki i ktoś ich po prostu wyrzucił bo widocznie nie płacili za mieszkanie za wynajem tej kumory. A skąd mieli płacić jak mężczyzna nie zarobił pieniędzy? Jak wygladał w tamtych czasach zarobek? Mówimy o dwudziestoleciu międzywojennym, to znaczy to już była Polska, wolna Polska, ale skutek biedy galicyjskiej cały czas był wśród ludności, było im bardzo trudno żyć. No więc ten wolny najmita bo tak nazywano ludzi którzy szli szukać pracy, wychodzili o trzeciej, czwartej rano, szli na nogach do bielska tam gdzie dzisiaj jest osiedle złote łany. Tam rolnicy tamtejsi, bogaci gospodarze, szukali parobków, siły roboczej na roli. No i ten mężczyzna który ma kosę to właśnie szedł rano z kosą, czasami zjadł podpłomyk, czasami nic nie zjadł i szedł zarobić. Ale dużo było chętnych do pracy, a było mało miejsc pracy więc przychodził gospodarz jeden drugi, chłopy stały i czekały i mówi gospodarz: O to ty idziesz ze mną, ty idziesz ze mną i ty. No trzech wybrał pośród kilkunastu no i szli zadowoleni bo grosza zarobią, a reszta głowę spuściła i zawracała z powrotem do domu. Taką historię opowiadał dziadziuś Wincenty, to jest najprawdziwsza historia życia tych ludzi tutaj właśnie u stóp Złotej Górki z podbeskidzia. I było tak że ten Wicuś wrócił z powrotem do domu, mama się rozpłakała: I znowu żeś nic nie zarobił? Mamo nie miałem jak... Było czterech chłopoków w domu no i szukali tej roboty i nie mogli znaleźć. No i najprawdopodobniej ten mężczyzna, głowa rodziny, też tak samo nie miał szczęścia żeby zarobić pieniądze no więc nie zapłacił za kumorę więc gospodarze go wyrzucili z domu. No trudno, nie płacisz, nie mieszkasz. No i mama się pyta: Mamusiu to powiedz mi co teraz z tymi ludźmi będzie, no popatrz się deszcz idzie i chmury, gdzie oni z tymi pierzynami z tym wszystkim pójdą? A mama mówiła że podobno babcia się rozpłakała bo była bardzo wrażliwą osobą i mówi: No wiesz dziecko, może się znajdą jacyś dobrzy ludzie co ich chociaż na chwilę przygarną żeby te dzieci nie żyły pod gołym niebem. I właśnie tę scenkę, ten obrazek, mama przedstawiła na obrazie".
Udostępnianie
Dostępność:
Licencje: Wszelkie prawa zastrzeżone
Prawa
Licencje: Wszelkie prawa zastrzeżone
Indeksy
Indeks rzeczowy:

Copyright / Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone - Fundacja MEMO

Kreacja weboski.pl