PRACZKI, OPAŁ NA ZIMĘ - obraz Marii Magiery

Dane podstawowe
Sygnatura: PL_1061_AGA_033_004_012
Twórca: Magiera, Maria
Zawartość: o obrazie mówi Barbara Badowska, córka Marii Magiery: "Kolejny obraz przedstawia dwie kobiety, to są siostry, one się nazywały Gużyńcówny, mieszkały w Roczynach poniżej dzisiejszego kościoła, to były jak ona mówiła stare panny, dlaczego zwróciłam uwagę że to były stare panny? Mówimy o czasach przed I wojną światową, czyli czasach kiedy kobieta niezamężna była lekceważona przez środowisko, one miały o tyle szczęścia że było ich dwie, mieszkały sobie razem poniżej dzisiejszego kościoła w Roczynach i często – dwa razy w tygodniu – oczywiście boso szły tak jak powiedziałam do lasu na podgóry i znowu to samo, musiały mieć pozwolenie od borowego, od gajowego żeby móc zbierać chrust. One zbierały chrust, to co leżało na ziemi, a potem jak już wszystko było wyzbierane to w ziemniakach u mojej mamy pod górami u Walusiaków miały przywiązaną taką piłeczkę na długiej tyczce i szły i obcinały gałązki te które były suche, jodła czasami świerk więc góra jest zielona, a wszystko biedne, ten chrust obcinały, nosiły na plecach taki kawał drogi, drzewo nie jest lekkie. Po co to nosiły? Po to że one były praczkami, chodziły do Lieblicha i to jest jeden z żydów andrychowskich i one tej rodzinie żydowskiej robiły pranie. Wiemy jakie przedtem było pranie, to była głównie bawełna, trzeba było pościel wygotować, więc one tym chrustem paliły w piecu, grzały wody i prały to pranie, straszna sprawa no i potem oczywiście żelazkiem na duszę znowu musiały prasować. To znaczy węgla coś tam kupiły, nie jestem pewna. Chrustem paliły żeby pranie wygotować, wyprasować i zanieść, za tę pranie zarobione, za parę groszy sobie kupić pół funta soli i pół funta cukru, bo więcej się nie kupowało, no i jakiś przyodziewek. No i tak jak mówię, znowu zwracam uwagę na tę biedę galicyjską, kobiety boso chodziły do lasu, nie stać je było na buty bo pamiętamy ze w tamtych czasach tak naprawdę to miało się tylko jedne buty na całe życie, jako dziecko to mial najpierw 3 numery za duże, potem dorastały mu stopy, potem miał w sam raz, a potem mial za małe, a potem to już w ogóle zelówek nie było. Ja pamiętam po wojnie znalazłam na strychu takie dziwne buty no i pytam: mamo mamo co to są za buty, a mama mówi – dziecko, tak wyglądają buty po wojnie, były to od szewca robione i zelówki takie miały warstwy, wszystkie te warstwy były tak przedarte że tylko była góra i była taka cieniusieńka podszewka, dziury były na palcach z przodu i z tyłu na pięcie takie, że jakby trochę jeszcze pochodził to już całkowicie by nic nie było i ona mówi: tak dziecko, tak się chodziło, do końca się buty używało i to jeszcze pamiętam że to nie były obijane gwoźdźmi tylko kołkami. Dlaczego te buty u nas były? Ponieważ podczas wojny mój ojciec właśnie się zajmował takim reperowaniem, ojciec miał wykształcenie zupełnie inne, ale no wtedy każdy się wszystkim zajmował, no więc on reperował te buty i te kobieciny też miały jedne buty więc w butach się najczęściej chodziło do kościoła, boso się chodziło do Andrychowa, szło się do Wieprzówki nogi się umyło, wycierało do zapaski no potem ubierało się buty szło się do kościoła no i po kościele jak się wychodziło to się zdejmowało. Tak mi mama opowiadał że tak robili, mama się urodziła w 1919 roku czyli tak naprawdę to było już po I wojnie światowej, przed II, ale dalej ta bieda galicyjska tu ludzi męczyła".
Udostępnianie
Dostępność:
Licencje: Wszelkie prawa zastrzeżone
Prawa
Licencje: Wszelkie prawa zastrzeżone
Indeksy
Indeks rzeczowy:

Copyright / Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone - Fundacja MEMO

Kreacja weboski.pl